sobota, 14 września 2013

Wek - postatnie poprawki

Uprzejmie donoszę, że moje weki mają się dobrze i ładnie się palą. Oczywiście, nie obejdzie się czasem bez folii, ale to dopiero początki ich palenia, więc na wszelki wypadek jeszcze je owijam na początku.
Wpadłam przy okazji ich palenia na pomysł, jak zniwelować tę wyraźną różnicę między pokruszonym woskiem przy ściankach, a roztopionym ponad nim (jak w Star Fruit & Orange po lewej)


Spotkałam się wprawdzie z opinią, że to wygląda ciekawie i artystycznie, ale nie każdy musi lubić taki efekt. Poza tym tak naprawdę ten duży kawał wosku od spodu nie przywiera do dna, więc może latać po słoiku, jeśli ktoś odważy się takowym potrząsać ;)

Moim królikiem (słoikiem) doświadczalnym został drugi z weków, który nie zaliczył jeszcze swojego debiutu w sieci - Beach Blue. Oba słoje zrobiłam jednego wieczora, ale niebieski czekał na swoje palenie kilka dni, bo musiałam ochłonąć po tym, jak zmaltretował mi narząd węchu swoim zabójczo mocnym zapachem.

Zatem do rzeczy.
Trzeba rozpalić weka, owinąć folią i pomagać mu od czasu do czasu, żeby ładnie się rozpuścił do ścianek. Następnie zdejmujemy folię i bierzemy jakiś długi, wąski i najlepiej ostro zakończony patyczek: wybrałam długą wykałaczkę, bo tylko takie znalazłam w domu :)
Ów patyczek wkładam do słoja i prowadzę po ściance w dół. Przechodzę przez warstwę roztopionego wosku i wbijam go w nieroztopiony wosk poniżej. Dociskam, aż dojdzie do dna, po czym wyciągam. 

Wtedy w zrobiony przeze mnie tunelik wpływa roztopiony wosk i skleja okruszki ze sobą oraz dochodzi do dna. Powtarzam czynność naokoło słoika tyle razy, ile uważam za potrzebne, po czym robię jeszcze kilka nakłuć ok. 1 cm od ścianek.

Żeby lepiej zobrazować Wam całą czynność, nagrałam krótki filmik:

Powodzenia! :)

czwartek, 12 września 2013

Jak zatrzymać Go na dłużej?

Mowa oczywiście o ulubionym zapachu, a jeśli ktoś liczył na porady związkowe to nie ten adres ;)

Firma Yankee ma w zwyczaju co jakiś czas ogłaszać listę wycofywanych zapachów. Na szczęście robi to na tyle wcześnie, żeby można było się w nie zaopatrzyć. Zresztą często takie zapachy powracają w kolekcjach typu "Treasures", więc jeśli nie zdążyło się załapać na resztki, to trzeba po prostu trochę poczekać.
Mam tak z moim absolutnie ulubionym zapachem ever czyli Ocean Blossom


Opis zapachu: Rajskie rozkosze dla ciała i umysłu zamknięte w Kwieciu oceanu. Wykąp się w tropikalnej lagunie pachnącej mieszanką soli morskiej, lotosu i lilii wodnej i przekonaj się o sile i bogactwie morskich aromatów. Sól morska znakomicie oczyszcza, lotos sprzyja skupieniu a lilia wodna nadaje luksusowy zapach (zapachdomu.pl)

Kreatywności w opisywaniu zapachów nie można im odmówić, prawda?
Ocean Blossom to według mnie unikalne połączenie dwóch kategorii - świeżej i kwiatowej. Dzięki takiemu połączeniu to zapach zdecydowanie niebanalny i relaksujący. Gdybym mogła go do czegoś porównać, to tak wyobrażałabym sobie dobre SPA w hotelu na tropikalnej wyspie, w budynku na palach stojącym w lazurowej wodzie przy małej wysepce pełnej soczystej roślinności. W takich budynkach nierzadko nie ma szyb w oknach, bo nie nie ma takiej potrzeby. I właśnie taką bryzą, wpadającą przez okna do SPA i mieszającą się z ledwie wyczuwalnymi zapachami olejków do masażu i wonią bukietów egzotycznych kwiatów w lobby, jest dla mnie ten zapach.

Właśnie tak go widzę:


Poznałam świece YC i ten zapach już w momencie, kiedy był na wyczerpaniu, o czym nie wiedziałam. Był to mój pierwszy sampler, który kupiłam i zapaliłam, no i przepadłam.
Niestety, zanim się zorientowałam, woski i samplery poznikały, zdążyłam załapać się na duży tumbler, potem Jagoda miłościwie odstąpiła mi swój mały tumbler i tyle moich zapasów.
Trzeba było zacząć kombinować :)
Pierwszy krok: rozpoznanie składników zapachu na podstawie opisów i recenzji. A potem dużo, dużo szukania. Drugi krok: poszukiwania. Najlepiej wspomóc się stronami, na których łatwo wyszukiwać zapachy na podstawie ich składników, jak np. Fragrantica.
Jak zwykle, to kwestia odrobiny szczęścia, dużo wąchania, grzebania w sieci, porównywania opisów i testowania, ale podsumowując: udało mi się znaleźć dwa zapachy, które są podobne do Ocean Blossom!


1. Spray do pomieszczeń Aqua Touch Bamboo Garden, Aldi
To ten mniej podobny, ale wciąż z bliskich okolic zapachowych. Mimo tego, że ma pachnieć jak bambus i czuję w nim nieco więcej akcentów zielonych niż w Ocean Blossom, to ma podobną wodną nutę podbitą delikatnymi kwiatami. Całość jest niesłodka i bardzo odświeżająca. W porównaniu do świecy dałabym mu więcej punktów na skali świeżości i pobudzenia, a świecy na skali właściwości relaksacyjnych. Pomimo pewnych różnic, to dobra i tania alternatywa dla świecy. Dostawcą jest Aldi Nord, więc znajdziemy go w polskich Aldikach. W serii są trzy zapachy: opisywany Bamboo Garden, przyjemnie rześki Citrus, który zawojował moją łazienkę oraz Cherry Blossom, który nijak się ma do świecy Cherry Blossom z YC, ale też jest mocno kwiatowy i jako jedyny z tej trójcy nie przypadł mi do gustu. Ogólnie cała kolekcja jest udana, więc zachęcam do spaceru do najbliższego Aldika :)

2. Woda toaletowa Isis, Marks and Spencer
To była miłość od pierwszego powąchania! Na sam przód wybijają się mocne akcenty morskie, słona woda i konwalie, którym w tle towarzyszy fiołek, róża i cedr. Przepiękna kompozycja, jednak rozwija się dosyć delikatnie i bez wielkich zmian. Jest średnio trwała, ale za to jaka podobna do Ocean Blossom! Jest to bardzo udana podróbka wody Issey Miyake - L'eau d'Issey. Jakoś zawsze wyleci mi z głowy, żeby powąchać ten "oryginał" w perfumerii, więc nie powiem, czy tak faktycznie jest. Nawet jeśli tak, to należy tylko się cieszyć, bo ostatnimi czasy nie widziałam Isis w żadnym M&S... Wierzę jednak, że gdzieś wciąż się pałęta po świecie i pojawi się prędzej czy później na półkach, bo jest obecna na rynku już od wielu lat.


Tyle ode mnie. Cen produktów niestety nie pamiętam, ale na pewno nie były wysokie :)
Mam nadzieję, że inne fanki oraz fani zapachu Ocean Blossom skorzystają na moich odkryciach. Ciekawi mnie, czy również inne nosy wyczują podobieństwo tych produktów do OB. Jeśli ktoś ma i zna, niech się podzieli wrażeniami!

poniedziałek, 9 września 2013

Kilka sposobów na sampler Yankee Candle

Sampler, jaki jest, każdy widzi.


Ale możliwości jego wykorzystania jest więcej niż wskazuje nam Yankee Candl, co zaraz pokażę.

1. Zwykła świeczka
Tak zwana "oczywista oczywistość", czyli zapalasz, wypalasz i wywalasz. W międzyczasie pachnie, niestety zazwyczaj dość słabo.


A teraz czas na moje kombinowanie. Oczywiście, jeśli ktoś lubi się babrać w strużynach wosku i tak dalej, to zachęcam. Jeśli nie, to popatrzcie sobie jak ja się w to bawię ;)

2. Wosk
Najprostszym sposobem innego wykorzystania samplera jest przerobienie go na wosk i stopienie w kominku. Zapach wtedy jest mocniejszy i można wykorzystać jeden "wkład" kilka razy, w zależności od preferowanej mocy zapachu i jego wydajności. Nie prowadziłam dokładnych obliczeń i porównań, co wystarcza na dłużej - sampler czy wosko-sampler, więc nie mogę powiedzieć, czy jest to bardziej ekonomiczna metoda, jednak zyskujecie na niej 1 wolny i całkiem porządny knot, który możecie przeznaczyć na wykonanie własnej świeczki. 


Odpakowaną świeczkę obracamy do góry nogami i delikatnie podważamy znajdującą się od spodu blaszkę. Ciągniemy ją w górę i wyjmujemy w ten sposób cały knot.


Następnie wystarczy pokroić pozostały wosk na kawałki mieszczące się w miseczce kominka i gotowe.



3. 2 w 1 - świeczka i wosk
Jeśli ktoś chciałby mieć przysłowiowe ciastko i zjeść ciastko, to mam również i na to sposób. Ba! Nie jeden, a dwa!

Sposób pierwszy - prostszy: 
Odpakowujemy świeczkę i wyciągamy knot taką samą metodą jak wcześniej.
Ostrym nożem odkrawamy spód świecy na wybranej wysokości. Dół będzie woskiem, góra - świeczką.
Do skróconej świeczki wkładamy z powrotem knot.

Używając niewielkiego płomienia, stapiamy ostrożnie wosk w miejscu, gdzie będzie blaszka, aby "przykleić" ją do świecy. Obracamy gotową świeczkę i przycinamy knot.

Gotowe! Wosk i pomniejszona świeczka:

Sposób drugi - trudniejszy:
Jest najbardziej pracochłonny i brudzący. Zrobiłam to tylko z ciekawości, żeby sprawdzić, czy tak się da i pokazać tutaj :)
Z zużytego podgrzewacza typu tealight wydłubujemy blaszkę pozostałą po knocie i resztki wosku.

Rozpakowany sampler przymierzamy do blaszki po podgrzewaczu. Powinien wejść na wcisk i zostawić ślad na świecy po jej wyjęciu, który to ślad posłuży za chwilę jako linia cięcia. Jak zawsze wyciągamy knot i tniemy: lepiej ciąć nieco więcej, bo samplery lubią się kruszyć.
Po prawej stronie efekt cięcia w moim wykonaniu - jak widać, nie wyszło idealnie i obcięta część ma nierówny brzeg, ale to nie przeszkadza. Ważne, żeby się nie pokruszyło na kawałeczki.

Stapiamy kilka kropel wosku do blaszki i przyklejamy knot. Na knota nakładamy ostrożnie obciętą część samplera i porządnie dociskamy.

Lifting podgrzewacza: niewielkim płomieniem delikatnie stapiamy i wygładzamy (płaską stroną noża, palcem, itp.) powierzchnię wosku naszego nowego tealighta. Zalecam dużą ostrożność, bo bardzo łatwo podpalić knota przez przypadek.

Gotowe! Tym razem jest to duża porcja wosku i mała świeczka.

Ze względu na kształt samplera, trudno byłoby z niego zrobić więcej niż jeden podgrzewacz - świeczka rozszerza się ku górze, więc pewnie zupełnie by się rozsypała podczas krojenia i okrajania kolejnych kawałków do wymiaru blaszki. Poza tym, dobrze jest robić tealight z mocno pachnącego wosku, żeby potem w ogóle cokolwiek czuć.

Tyle mojej zabawy ze świeczkami na dzisiaj. Powodzenia w robieniu własnych kombinacji! :)

wtorek, 3 września 2013

Najnowsze wieści z South Deerfield

Według komunikatu opublikowanego dzisiaj na oficjalnej stronie Yankee Candle, marka zostanie kupiona przez Jarden Corporation od dotychczasowego właściciela Madison Dearborn Partners, LLC. Amerykański koncern ma wyłożyć 1.75 miliarda dolarów za Yankee od razu i dodatkowo wypłaci do 55 milionów dolarów, jeśli marka osiągnie określone w umowie wyniki finansowe i zrealizuje pewne założenia w przyszłości.


Jarden to koncern będący właścicielem ponad 100 marek, których produkty sprzedawane są na całym świecie (np. marka NUK, której produkty dla matek karmiących i niemowląt są też dostępne w Polsce). W zeszłym roku uplasował się na 371. pozycji w zestawieniu Fortune 500 - ten prestiżowy ranking to lista 500 największych firm z USA sklasyfikowanych wg wysokości przychodu przez należący do koncernu Time Warner magazyn biznesowy Fortune. W tym roku na czele listy znalazł się Wal-Mart, który wyprzedził potentatów energetyczno-paliwowych takich jak ExxonMobil i Chevron. 

Ot, taka ciekawostka :)

poniedziałek, 2 września 2013

101 Candle Care czyli ABC obsługi świec

Ktoś może zapytać: a co to za filozofia? Zapalasz i gasisz, tyle w temacie.
Otóż, jak się okazuje, nie zawsze. Jak to mawiają w Yankee Candle: it's not rocket science, but it's candle science :) Jest kilka rzeczy, które warto wiedzieć i wykorzystać, żeby cieszyć się dowolną świecą, nie tylko Yankee, nieco dłużej.

1. Zapach
Ze świecami zapachowymi jest jak z perfumami - możemy poznać pełny bukiet zapachu dopiero po pewnym czasie, więc najlepszym sposobem, żeby móc z nim obcować bez zapalania i czekania 30 minut jest powąchanie... pokrywki. Dlaczego? Nawet zimna i nierozpalona świeca wydziela swój zapach, który kumuluje się właśnie w tym miejscu i tam rozwija. To, co pachnie tuż nad woskiem to nuty głowy, w pokrywce możemy wyczuć też głębsze tony zapachu.

2. Knot
Czasami zdarza mi się widzieć, np. na Instagramie, zdjęcia świec w bardzo osmalonych od wewnątrz słoikach. Tak się dzieje, gdy knot jest za długi, przez co zbyt wysoki i dymiący płomień "tańczy" po ściankach, osmalając je. Oczywiście na to też jest remedium: wystarczy po paleniu przetrzeć ścianki ręcznikiem lub szorstką ścierką.
Jak zatem zapobiec zbieraniu się sadzy na ściankach słoika, lub, co gorsza, osadzaniu jej na ścianie lub suficie w okolicy świecy?
Po pierwsze, przycinać knot. YC zaleca, żeby knot miał ok. 1/8 cala, ale moje mają ok. 0,5 - 0,7 cm i też jest dobrze. Prawda jest taka, że to zależy od świecy - niektóre palą się dobrze z krótkim knotem, inne lepiej sobie radzą z dłuższym. Najważniejsze, żeby knot nie miał na górze takiego "kalafiora", który powstaje podczas długiego palenia, dlatego po zakończeniu zabawy ze świecą trzeba go usunąć. 
Knot można przycinać na różne sposoby. Yankee polecają do tego swoje specjalne nożyczki - Wick Trimmer:
 

Jest to bodaj najlepsza, ale też dosyć kosztowna opcja, więc ze swojej strony mogę polecić własne odkrycie, czyli cążki vel obcinak do paznokci. Da się nimi sięgnąć i do mocno wypalonej świecy, obcinają knot równo, nie trzeba wykręcać sobie rąk jak przy zabawie zwykłymi nożyczkami, no i są chyba w każdym domu :)



3. Palenie
YC zaleca, aby podczas pierwszego palenia pozwolić świecy na rozpuszczenie wosku aż do ścianek. Ma to trwać ok. 3-4 godziny, więc należy znaleźć tyle czasu, aby mieć ją w tym czasie na oku.
Owszem, należy rozpuszczać świecę do ścianek. Najlepiej przy każdym paleniu. Jeśli zgasimy ją wcześniej, rozpuszczony wokół knota wosk wyschnie tworząc tzw. tunel i potem za każdym razem wosk będzie się obniżał tylko wokół knota, a przy ściankach pozostanie nietknięty krawężnik.


Aby uniknąć tunelowania, warto podczas palenia wykorzystać różne akcesoria YC, które poprawiają jakość palenia świecy: klosze i nakładki.
Klosze występują w dwóch rozmiarach: mniejsze dla małych słoików oraz zwykłe dla średnich i dużych.


Nakładki Illuma-Lid także występują w dwóch rodzajach: wewnętrzne i zewnętrzne.


Te akcesoria mają nie tylko pomóc w paleniu, ale też ozdobić nasze świece. Oczywiście, są one kosztowne, więc ich doskonałym zastępstwem jest zwykła folia aluminiowa:


Taka nakładka nie tylko ogranicza drganie płomienia, ale również gromadzi sadzę. Pomaga także w szybszym roztapianiu wosku, ponieważ nagrzany od płomienia metal przenosi dodatkowe ciepło na ścianki słoika, więc wosk topi się lepiej i świeca nie tuneluje.

Jeśli zdarzy się sytuacja, że musimy odratować tunelującą świecę lub po prostu chcemy, żeby szybciej roztopił się wosk to jest i na to rada - wystarczy owinąć ją folią. Poniżej różne wariacje na temat:


Z owijaniem świecy folią powinno się jednak uważać i nie przesadzać, ponieważ, jak dowiedziałam się z wywiadu z jednym z kierowników YC, świeca oczywiście roztopi się szybciej i głębiej niż normalnie, ale odda też przez to więcej zapachu, więc następnym razem będziemy palić już lżej pachnący wosk.

4. Gaszenie
Można dmuchać, można korzystać z pokrywki, by nakładając ją, odciąć dopływ tlenu aż świeca sama zgaśnie. Oba te sposoby jednak niestety generują dużo dymu. Najlepiej dotąd sprawdza mi się gaszenie poprzez zamoczenie knota w roztopionym wosku. Wystarczy wziąć jakiś długi metalowy (lub inny niepalny) przedmiot i za jego pomocą wygiąć delikatnie knot, aby dotknął wosku. Zgaśnie błyskawicznie i nie będzie żadnego dymu.

5. Przechowywanie
Tutaj chyba już nie muszę pisać żadnych oczywistych oczywistości: że w miejscu suchym, ciemnym, niedostępnym dla różnej maści szkodników i małych czlowieków tudzież zwierząt ;) Poza tym najlepiej przechowywać je zamknięte i w pionie. Ale to już chyba wszyscy wiedzą :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Co ma makaron do świecy?

Taka sytuacja... 



Zgasła mi świeca, a w pobliżu nie miałam żadnej zapalarki do kuchenek gazowych (z gatunku tych długich, idealnych do zapalania świec YC).
Trzeba było kombinować i oto, co mi wyszło.


Aby zapalić taką świecę bez rozlewania wosku, wbijania łap do słoika i wyczyniania ekwilibrystycznych cudów z palcami nad słoikiem wykorzystałam... surową nitkę spaghetti!


Wystarczyło makaron podpalić i wykorzystać do zapalenia głębokiego knota:



Tadam! Gotowe! Świeca znów się pali :)



Zasadniczą zaletą użycia makaronu zamiast zapałek jest to, że nie pali się tak mocno i szybko. Oczywiście jest to pomysł na szybko i z braku innych środków, bynajmniej nie zamierzam marnować swojego jedzenia na zapalanie świec za każdym razem :) Zaraz wybieram się po zapalarkę do gazu i nie będę musiała już tak kombinować.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Yankee Candle Star Fruit & Orange czyli drugie życie weka

Postanowiłam zaryzykować i kupić świecę w zbitym słoju, ponieważ opis jej zapachu przemawiał do mojej wyobraźni. Może gdyby była jesień lub zima to nie zdecydowałabym się na ten pomysł, ale ponieważ mamy lato i świeże, owocowe zapachy są mile widziane w moim otoczeniu, więc... stało się.
Oczywiście nie była to spontaniczna decyzja, podjęłam ją bowiem dopiero po znalezieniu w garażu starych słoików-weków, w które miał szansę zmieścić się wosk ze wspomnianej świecy.
Wczoraj dostałam paczkę z dwiema "niepełnosprawnymi" świecami i uwieczniłam rozbrajanie jednej z nich na zdjęciach jako dowód, że się da, choć bałagan wyszedł mi przy tym niesamowity.

Zapraszam na fotorelację z transplantacji świecy :)

Oto, co sobie przygotowałam do całej operacji: przede wszystkim wek (z przełożoną już naklejką ze zbitego słoika), coś, w czym można szkło bezpiecznie rozbić (np. koperta bąbelkowa, ścierka, worek), rękawiczki, młotek i oczywiście sam delikwent. Operację przeprowadziłam na balkonie, żeby nie zostawić nigdzie w domu okruszków szkła.

 

Włożyłam świecę do koperty i porządnie obiłam ją młotkiem.


Oto rezultat:


Nie chcąc dotykać połamanego szkła, zbijałam jego kawałki ostrzejszą częścią obucha do reklamówki. Potem wyszorowałam szczotką powstały blok wosku pod strumieniem wody, żeby nie zostały na nim już żadne okruszki szkła.

Niestety, nie ma cudów i blok wosku okazał się szerszy niż szyjka słoika. Należało zatem mu trochę pomóc i odkroić wosk z każdej strony, aby się przez nią zmieścił. To była najbrudniejsza część operacji:


W końcu udało się wcisnąć wosk do środka!



Pozostałe strużyny wosku oczywiście nie mogły się zmarnować, więc kruszyłam je w dłoni i wypełniałam nimi przestrzeń między ściankami a woskiem:


Po wstępnym otrzepaniu siebie, balkonu, świecy i wszystkiego innego, co zdążyło się pobrudzić od woskowych strużyn, przyszedł czas na pierwsze palenie:



Podczas palenia owinęłam świecę folią, nałożyłam na górę Illuma-Lid i co jakiś czas palcem odginałam miękki wosk w stronę ścianek i lekko w dół. 
Po niecałych 4 godzinach zdjęłam oprzyrządowanie ze świecy i oto, co ujrzałam. Pełen sukces - wosk roztopił się do ścianek, spłynął na dół i przesączył się w wolne przestrzenie między większymi okruchami.


A oto porównanie mojej świecy "wekowej" i klasycznego słoika Yankee Candle:

Na występach gościnnych Piña Colada od Jagody
 

A co do samego zapachu...

Opis producenta: A vibrant, sun-infused medley of crisp star fruit, sweet mandarins and delicate pink hibiscus (a po polsku: oskomian pospolity czyli tzw. karambola, mandarynki i różowy hibiskus).

Star Fruit & Orange jest bardzo przyjemny, soczysty i niezbyt słodki. Czuję w nim pomarańcze i mandarynki w towarzystwie świeżego i lekko cierpkiego owocu. Miałam okazję kiedyś spróbować karamboli, więc byłam ciekawa, jak Yankee poradzi sobie z odwzorowaniem tego zapachu. Szczerze mówiąc, sam owoc nie pachniał mocno, ale smak miał wyrazisty, więc pewnie na nim się oparto w tej kompozycji. 
To bardzo słoneczny, cytrusowy, radosny i żółto-pomarańczowy zapach - nie tylko chodzi mi o kolor wosku, ale o ogólny odbiór całości. Roznosi się po pokoju całkiem nieźle, czuć go po czasie także w przedpokoju, ale nie jest bardzo mocny, żaden z niego killer. Według mnie jest też mniej drapieżny i żywiołowy niż Mango Peach Salsa, ale że w ogóle bardzo lubię owocowe i mało słodkie zapachy, więc jestem zadowolona, że zdecydowałam się go zaadoptować.

No i kto by się oparł jego uroczej naklejce? :)